11.08.2018

Szkoła rodzenia

Długo zastanawiałam się, czy wybrać się do szkoły rodzenia, czy też nie...
Wkońcu postanowiłam, że zapisze się na szybką, weekendową... na szczęście mieli jeszcze miejsce...

Tak więc 27-28 kwietnia zaliczyłam dwa dni zajęć...

W pierwszy dzień (piątek), zajęcia były wieczorem od godz. 17 i trwały 3 godziny...
Z racji tego, że to już wieczór był, położna stwierdziła, że zaczniemy od lżejszych tematów, czyli tego, co po porodzie...

Opowiedziała o tym, czego spodziewać się zaraz po porodzie w szpitalu, o badaniach jakie czekają maluszka w tych pierwszych dniach itp...
Rozmawialiśmy również o tym, co zabrać ze sobą do szpitala, jak najlepiej spakować torby, co powinno się w nich znajdować, o wyjściu maluszka ze szpitala, jego pielęgnacji, oraz liście wyprawkowej...

Drugiego dnia zajęcia były z samego rana, również 3 godziny i były omawiane etapy porodu (od momentu jak poznać i co robić kiedy się zacznie, aż do narodzin dziecka)... Oprócz porodu siłami natury, było też omówione dokładnie cesarskie cięcie...
Wykonywaliśmy też fikcyjny masaż krocza olejkiem do tego przeznaczonym firmy Weleda... Testowane było na skórze łączącej kciuk z dłonią i faktycznie po nim skóra w masowanej dłoni była dużo bardziej elastyczna i rozciągliwa jak w tej niemasowanej...


Ogólnie szkoła rodzenia na plus, chociaż nie uważam, że takie zajęcia to absolutna konieczność... Nie dowiedziałam się tam jakoś dużo więcej od tego, co już wiedziałam z internetu, doświadczonych matek (znajomych, rodziny)... Ale fajnie było spędzić dwa dni wśród innych rodziców (mężowie uczęszczali z nami) i trochę się pośmiać...

A! I co najbardziej zdziwiło położną! Było nas 10 par, w tym jedna babeczka w ciąży bliźniaczej i na tą 11 dzieci każde jedno to dziewczynka😂
Położna powiedziała, że nie miała jeszcze grupy, żeby chociaż jedno dziecko nie było innej płci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz