15.08.2018

Krzywa cukrowa

Z racji, że krótki test na cukier wyszedł w normie, ale górnych granicach, a mój ginekolog z tych nadgorliwych, wolących sprawdzić dwa razy, 15 maja zaliczyłam pełną krzywą cukrową...

Zgodnie z umówionym terminem, stawiłam się u ginekologa... Po rejestracji, miałam się zgłosić w laboratorium na piętrze.
Tam kilka formalności i pierwszy pomiar - na czczo - i szok! 102!
Wzrok położnej skupiony na mnie i pytanie "jak dawno i co jadłam"... Więc zgodnie z prawdą mówię, że koło północy dwie nektaryny i jogurt... Na co położna łapie się za głowę i mówi, że mogłam sobuie tym sfałszować wynik...

Dostałam do wypicia glukoze i ruszyłam do pokoju z KTG... Godzinke poleżałam, zapis prawidłowy, mała się wierciła... No i wkońcu pobranie po godzinie - wynik w normie - po czym udałam się na kolejną godzinę do poczekalni...
Po dwóch godzinach wynik w normie, a wręcz bardzo spadł...
No i że wyniki przedstawiały się następująco 102-145-98 skierowanie do diabetologa... Czy ten pierwszy był zaburzony, czy też nie, to jednak trzeba stwierdzić cukrzyce ciążową, bo niestety wynik nieprawidłowy...

11.08.2018

Kontrolna wizyta u ginekologa + krótki test na cukier

9 maja podglądaliśmy ponownie naszą córeczkę...
Ale od początku...

W pierwszej kolejności, kiedy przyszłam do przychodni zostałam jak zawsze poproszona o oddanie moczu, po czym zważyli mnie, zmierzyli ciśnienie, pobrali krew do badań... po czym dostałam do wypicia glukoze...

Tutaj robi się standardowo to badanie u ginekologa... nie trzeba być na nim na czczo, bo w pierwszej kolejności wykonune sie tzw. "mały test", gdzie pije się glukoze i krew jest pobierana tylko godzinę po wypiciu...

Kiedy już wypiłam glukoze, zostałam poproszona o przejście do pokoju KTG i podłączyli mnie, żeby monitorować jak ma się mała po glukozie...
Po ok. 30 minutach dobrego zapisu przeszłam do gabinetu ginekologa, gdzie został przeprowadzony wywiad o samopoczuciu, wykonane USG, oraz sprawdzona szyjka...

Szyjka długa i zamknięta, infekcji brak, mała na USG grzecznie współpracowała - mamy już 820g szczęścia 😍
Z racji tego, że czasem ciągnie mnie w brzuchu jakby do dołu i pobolewa czasem kręgosłup pod łopatkami, dostałam receptę na pas podtrzymujący dla ciężarnych...
Lekarz powiedział również, że od teraz co 2 tygodnie zaczynam chodzenie na KTG (raz samo KTG, raz KTG + wizyta naprzemiennie)

Po wyjściu z gabinetu lekarza, zostałam poproszona do gabinetu zabiegowego na pobranie krwi, po czym przeszłam do poczekalni na czas oczekiwania na wynik...
Po 10 minutach wszystko było gotowe... Położna wywołała mnie, po czym oddała książeczkę ciąży i poinformowała, że wynik był w normie (133), ale górnej granicy  i mój ginekolog mimo wszystko chciałby wykonać pełen test cukrzycowy...
Zrobiłyśmy termin na badanie i zobaczymy co z tego wyjdzie...

Wieczór informacyjny

7 maja pojechaliśmy do szpitala, który wybraliśmy wstępnie na wieczór informacyjny...

Było to spotkanie z ordynatorem porodówki, który opowiedział wszystko dokładnie, co i jak wygląda odnośnie porodu w tym konkretnym szpitalu, jakie są możliwości porodu, możliwości łagodzenia bólu, jakie są możliwości przygotowania do porodu (np. akupunktura, ćwiczenia) i wszystkie inbe przydatne informacje, od potrzebnych rzeczy i tych zapewnianych pezez szpital, po pokoje rodzinne...

Później, w kolejnej części spotkania głos zabrał ordynator kliniki dziecięcej, połączonej ze szpitalem...
Opowiedział o porodzie z perspektywy dziecka, o tym jakie badania je czekają, w której dobie jakie będą wykonywać, w przypadku jakich dodatkowych chorób matki, jakie dosatkowe badania będzie miało zrobione dziecko itp...

Ostatnia część spotkania należała do szefowej położnych, która opowiedziała o porodzie, oraz pobycie w szpitalu już po wszystkim, id strony położnych...
Po wszystkim zabrała nas również na porodówke, oraz oddział położniczy...
Porodówke oglądaliśmy z zaciekawieniem, natomiast oddział już znaliśmy (byliśmy w dwóch różnych salach - rodzinnej i normalnej dwuosobowej - w odwiedzinach u kuzynki kiedy rodziła swouch chłopców, a i ja sama leżałam w tym szpitalu na ginekologii która jest połączona skrzydłem z położnictwem z moją hiperstymulacją)...


Ogólnie bardzo fajne i przydatne spotkanie, bo utwierdziliśmy się w tym, że właśnie tam chcemy rodzić...

Szkoła rodzenia

Długo zastanawiałam się, czy wybrać się do szkoły rodzenia, czy też nie...
Wkońcu postanowiłam, że zapisze się na szybką, weekendową... na szczęście mieli jeszcze miejsce...

Tak więc 27-28 kwietnia zaliczyłam dwa dni zajęć...

W pierwszy dzień (piątek), zajęcia były wieczorem od godz. 17 i trwały 3 godziny...
Z racji tego, że to już wieczór był, położna stwierdziła, że zaczniemy od lżejszych tematów, czyli tego, co po porodzie...

Opowiedziała o tym, czego spodziewać się zaraz po porodzie w szpitalu, o badaniach jakie czekają maluszka w tych pierwszych dniach itp...
Rozmawialiśmy również o tym, co zabrać ze sobą do szpitala, jak najlepiej spakować torby, co powinno się w nich znajdować, o wyjściu maluszka ze szpitala, jego pielęgnacji, oraz liście wyprawkowej...

Drugiego dnia zajęcia były z samego rana, również 3 godziny i były omawiane etapy porodu (od momentu jak poznać i co robić kiedy się zacznie, aż do narodzin dziecka)... Oprócz porodu siłami natury, było też omówione dokładnie cesarskie cięcie...
Wykonywaliśmy też fikcyjny masaż krocza olejkiem do tego przeznaczonym firmy Weleda... Testowane było na skórze łączącej kciuk z dłonią i faktycznie po nim skóra w masowanej dłoni była dużo bardziej elastyczna i rozciągliwa jak w tej niemasowanej...


Ogólnie szkoła rodzenia na plus, chociaż nie uważam, że takie zajęcia to absolutna konieczność... Nie dowiedziałam się tam jakoś dużo więcej od tego, co już wiedziałam z internetu, doświadczonych matek (znajomych, rodziny)... Ale fajnie było spędzić dwa dni wśród innych rodziców (mężowie uczęszczali z nami) i trochę się pośmiać...

A! I co najbardziej zdziwiło położną! Było nas 10 par, w tym jedna babeczka w ciąży bliźniaczej i na tą 11 dzieci każde jedno to dziewczynka😂
Położna powiedziała, że nie miała jeszcze grupy, żeby chociaż jedno dziecko nie było innej płci...