6.11.2018

Szpital po porodzie

Na opiekę szpitalną po porodzie nie mogłam narzekać... Naprawdę bardzo jestem zadowolona z wyboru szpitala...
Położne naprawdę super kobiety, przemili lekarze, a nawet sąsiadka trafiła mi się super...

Posiłki były smaczne, obiad zawsze w pokoju wybierany z menu (codziennie 3 różne zupy, drugie dania i desery do wyboru), śniadania i kolacje w formie bufetu (można było iść do jadalni, można było sobie nałożyć i zabrać do pokoju, można było również poprosić położną, lub panią zbierającą zamowienia na obiad o przyniesienie jeśli nie miało się siły iść)
Ja zawsze mogłam również liczyć na sąsiadkę i w dzień kiedy urodziłam Mie przyniosła mi kolację do pokoju, kiedy czekałam na męża, żeby iść...
Cały czas był również dostęp do wody (gaz/niegaz), owoców, kawy, herbaty...

Wszelkie podkłady poporodowe, higieniczne, majtki siateczkowe, pampersy, chusteczki nawilżane, ubranka dla maluszków, tetra, śpiworki itp były dostępne, zapewniane przez szpital...
Pampersy premium protection, chusteczki pampers sensitive, podklady poporodowe były świetnej jakości, aż żałowałam, że nie zapytałam, czy je dostanę w szpitalnej aptece, bo były o wiele lwpsze od Bella Mama, które miałam w domu...
Świeże ubranka oraz tetra były na bieżąco dostępne w szufladzie komody z przewijakiem...

Do dyspozycji był również pokój do karmienia, gdzie żaden pan nie miał wstępu...
Położne pomagały przy przystawianiu i pomagały rozkręcać laktacje...
W pokoju był dostępny elektryczny, podwójny laktator Medela...

Dzień po porodzie, położna która była z nami przy porodzie, pokazała mi fajny pomysł dokarmiania, połączony z rozkręcaniem laktacji...
Mleko miała w strzykawce, do strzykawki podłączona cieniutka sonda, którą przykleiła plastrami do mojej piersi, z końcówką przy sutku... Wtedy przystawiła małą do piersi tak, zeby złapała ją razem z tą sondą... Kiedy mała ssała pierś, ja powoli wpuszczałam jej troszke mm ze strzykawki...
Tym sposobem ona była najedzona, a jednocześnie stymulowała pierś do działania...

Codziennie rano, przychodziła lekarka/lekarz zapytać o samopoczucie, a po obchodzie zapraszała na badanie do gabinetu...

Mia natomiast kazdego ranka była ważona, miała mierzoną temperaturę i była pielęgnowana i przebierana w mojej obecności przez położną... Miała również sprawdzaną temperaturę kazdego wieczora...
Mogłam ją w kazdej chwili zostawić u położnych, jeśli chciałabym spokojnie pospać, zjeść itp...
Skorzystałam raz, kiedy to szłam na badanie krocza i usg, a męża jeszcze nue było...
Mieliśmy możliwość wzięcia pokoju rodzinnego, ale tak czy inaczej mój mąż musiał wracać do domu, do naszej psiny, więc nie było sensu...
A tak chociaż się nie nudziłam, chociaż wiem, że mogłam też gorzej trafić na sąsiadkę z łóżka...
Na szczęście swietna dziewczyna...
Także byłam w pokoju dwuosobowym i do dyspozycji miałyśmy swoją łazienkę w pokoju, oraz komodę z przewijakiem...

Szpital opuściłyśmy na szczęście szybko, bo przyjęta byłam w piątek, urodziłam w sobotę, a w poniedziałek już mogłyśmy iść do domu...
Tak naprawdę jakby nie jedna położna, która pogadała z lekarzem z kliniki dziecięcej, to pewnie wypuściliby nas we wtorek, ponieważ dzieci urodzone w sobotę do 12 miały badanie U2 przeprowadzane  przez neonatologa z kliniki dziecięcej w poniedziałek, a po 12 we wtorek...
Na szczęście lekarz zrobił dla nas wyjątek,  z racji tego, że Mia była urodzona niespełna 1,5h później i przeprowadził badania w poniedziałek...

Na dzień dobry, zaraz po śniadaniu Mia miała badanie słuchu, później usg bioderek i nerek, oraz pobierana krew na różne badania...
Koło południa miała przeprowadzone U2, a przed 13 w klinice dziecięcej echo serca...
Wszystkie badania wyszły super, z racji czego mąż mógł zabrać nas do domu...
Przy okazji załatwił też w szpitalu wszystkue papiery w związku z aktem urodzenia, który później trzeba było tylko odebrać w urzędzie miasta, w ktorym rodziłam, a meldunek u nas poszedł automatycznie...

Moja sąsiadka zdążyła również urodzić w nocy z niedzieli na poniedziałek i bardzo się cieszyła, że mogłam jeszcze zobaczyć jej córeczkę...
A ja bardzo się cieszyłam, że już do domku, a zarazem szkoda mi było żegnać moją sąsiadkę...
No ale wymieniłyśmy się kontaktami, żeby utrzymywać tą znajomość...

Jak dla mnie cały pobyt w szpitalu jak najbardziej na plus...
Jeśli przyszłoby mi kiedyś znów rodzić, wybrałbym napewno ten sam szpital...

2 komentarze: