Zaczęło się u mnie ta historia od wizyty u mojego ginekologa-endokrynologa prowadzącego mnie poza Kliniką... Byłam u niego jak co pół roku zrobić wymaz do kontrolnej cytologii i zaczęliśmy rozmowe na temat mojego powrotu do Kliniki, stymulacji etc... no więc postanowiłam zgadnąć go na temat IO z racji tego ze mam niedoczynność tarczycy oraz PCOS a IO lubi chodzić z tym w parze... dodatkowo od dłuższego czasu miałam problemy żeby cokolwiek zrzucić z wagi mimo ruchu i trzymania się diety... Podzieliłam się z lekarzem tymi wszystkimi przemyśleniami i spostrzeżeniami, po czym stwierdził, że faktycznie w moim wypadku nie zaszkodzi sprawdzić i wystawił mi skierowanie do diabetologa...
Wizyty u diabetologa nie wspominam jakos super miło... poszłam do jedynej przychodni jaką znałam w pobliżu... Oczywiscie z rana i na czczo oraz wyspana... Pierwsze o co zostałam zapytana w recepcji to KARTA CIĄŻY - jak to nie mam przecież ginekolog mnie skierował no to po co jak nie przez to, że już u niego wyszło coś nie tak z cukrem...
Po wyjaśnieniu po co, jak i dlaczego spoczęłam w poczekalni na dłuższą chwilę, po czym zostałam wywołana na pobranie krwi... najpierw glukometrem z palca po czym pobrali krew z żyły do zbadania poziomu insuliny i ponownie glukozy... Później dostałam buteleczkę wielkosci tych z syropem na kaszel oraz wysoką szklankę, miałam przelać zawartość buteleczki oraz ją wypić,
po czym przejść ponownie do poczekalni, usiąść i czekać spokojnie na kolejne pobranie krwi za godzinę...
W poczekalni naturalnie prawdziwe tłumy i ludzi, że czasem miałam wątpliwości czy oni to w ogóle ogarniaja...
Po godzinie nikt mnie nie wywołał, czekałam i czekałam i czekałam, minęło 1,5h nadal nic... w końcu poszłam do recepcji zapytać o co chodzi bo minęły prawie dwie godziny a mnie nadal nikt nie wywołał... Panie zdziwione przeogromnie powiedziały, że zaraz mnie wezmą...
No i znów ta sama historia krew z palca i z żyły... No i znów poczekalnia bo jeszcze przecież wizyta u lekarza... tak dobrze się domyślacie - moja krzywa cukrowa i insulinowa ostatecznie była aż dwupunktowa!
Sama wizyta u lekarza a właściwie lekarki... kompletna porażka! Ogólnie zostałam potraktowana jak jakaś siksa szukająca sobie na siłę choroby... dowiedziałam się na wizycie, na którą czekałam godzinę w poczekalni, że jestem zupełnie zdrowa bo cukier z palca wyszedł dobry i nic mi nie dolega...
Lekarka zapytana ponadto kiedy będą wyniki glukozy i insuliny z żyły stwierdziła, że wyśle je do mojego ginekologa... uświadomiłam kochaną panią Doktor, że w najbliższym czasie się nie wybieram do niego gdyż nie widzę potrzeby, wtedy stwierdziła, że wyniki mogę odebrać za tydzień, a terminu u niej już robić nie muszę... no chyba że koniecznie chce to w sumie mogę... Zagotowałam się jak to usłyszałam i chyba nie muszę pisać, że z takim podejściem naturalnie nie chciałam...
Wyszłam stamtąd zła jak osa!
Po tygodniu pojechalam po moje wyniki i wtedy przeżyłam szok! Mój wynik insuliny na czczo był zaznaczony wykrzyknikiem a wskaźnik HOMA-ir brak słów
Kiedy do niej poszłam nagle inne podejście, tłumaczenia co, czemu, jak itp...
Powiedziała, że często w takiej sytuacji kiedy stara się kobieta o dziecko daje się Metformine ale nie chce podejmować takiej decyzji sama w związku z tym najpierw zadzwoni i zapyta mojego ginekologa o zdanie... na szczęście ten od razu jej powiedział, że ma mi dac Metformine...
Tym sposobem dostałam Metformin 500
z zaleceniem aby pierwszą tabletkę wziąć na nic i jak będzie ok to dnia kolejnego rano i wieczorem i jeśli będzie ok nadal to kolejny dzien juz 3x dziennie i taką dawkę utrzymac a jeśli wystąpiłyby jakieś skutki uboczne to przyzwyczaić organizm na dawce 2x1 i do 3x1 zwiększyć jak wszystko sie unirmuje przy 2x1...
Tak oto zaczęłam swoją przygodę z Insulinoopornością i Metforminą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz